ADHD. Mózg łowcy i inne supermoce

Przed dwoma laty czytałem książkę Camilli Pang, biolożki ze zdiagnozowanym spektrum autyzmu i ADHD Jak działają ludzie.Nie skończyłem jej wówczas. Uznałem, że wywody autorki – teoretycznie podpierającej się nauką i wykształceniem ścisłym – są przegadane, a metafory nie za bardzo trafione. Cytowałem fragment dotyczący sprzątania pokoju i odwołaniami do entropii, jako przykład tego, że w zasadzie to jest niezbyt przekonująca próba tłumaczenia się, z czegoś co nie zostało zrobione. 

Całkowicie inne – sensowne, logiczne i konsekwentne – wytłumaczenie problemów, jakie osobom z ADHD sprawia sprzątanie (oraz oczywiście wiele inne rzeczy), proponuje Kristin Leer, norweżka psychiatrka w książce ADHD – mózg łowcy i inne supermoce

Leer, otrzymała diagnozę ADHD w wieku dorosłym, więc jej perspektywa – lekarza psychiatry, zajmującego się zaburzeniami neurorozwojowymi i równocześnie samemu doświadczając jednego z nich jest bardzo cenna. 

Największa ironia polega na tym, że kiedy osoby z ADHD wmawiają sobie i innym, że w otaczającym je chaosie istnieje jakiś system, jest to przynajmniej częściowo prawdą. Chociaż ich zdolność do patrzenia na siebie z dystansem mogłaby z pewnością być lepsza. Dotyczy to także mnie. O wiele lat za późno uświadomiłam sobie, jaki jest klucz do harmonijnego funkcjonowania w domu z ADHD: dobre nawyki. Bo nawyki są czymś trwałym – w przeciwieństwie do jednorazowych rozwiązań.

Wygląda to zupełnie inaczej niż “tłumaczenia” Pang. Jest w tym samoświadomość oraz rozumienie pewnych mechanizmów. Kristin Leer wyjaśnia dlaczego zachowanie osób z ADHD – w różnym wieku: dzieci, nastolatków: dorosłych, prowadzi do tylu kłopotów, między innymi z organizacją życia codziennego. Nieustanne przeciążenie bodźcami, problem z funkcjami wykonawczymi, łatwe rozpraszanie się, to tylko kilka elementów, .wpływających na to, że wiele osób z ADHD, gdy zabiera się za jakąś czynność – choćby owo sprzątanie – nie jest w stanie jej dokończyć, albo wręcz doprowadza do jeszcze większego chaosu. To oczywiście rodzi frustracje, złość, przekonanie o własnej nieudolności, co z czasem może prowadzić choćby do depresji.

Ponieważ autorka jest Norweżką, która przez jakiś czas mieszkała w Niemczech (ma męża Niemca) pokazuje, jak perspektywa społeczna i kulturowa wpływa na pojmowanie pewnych zachowań. I to w obrębie tego samego, bo europejskiego systemu wartości. To co w jednym kraju jest wrażliwością, w innym jest zaburzeniem wymagającym terapii. To co w jednym kraju uznawane jest za “słabość ducha”, w innym spotyka się ze zrozumieniem i wsparciem. To nie tylko różnice między Niemcami i Norwegią, ale również innymi krajami z zachodniego kręgu kulturowego – Wielką Brytanią, Stanami Zjednoczonymi.

To, co w Norwegii nazywamy hiperwrażliwością, w wielu krajach europejskich otrzymało własną nazwę w diagnostyce. W Wielkiej Brytanii nazywa się to Sensory Processing Disorder, czyli zaburzeniem przetwarzania sensorycznego. Hiperwrażliwość – która w Norwegii nie jest uznawana za rozpoznanie medyczne – objawia się na różne sposoby. Na przykład dziecko w wieku przedszkolnym, które jest bardzo wrażliwe na dotyk, może odczuwać fizyczny ból, kiedy podczas przysuwania krzesełka do stołu ostry kant naciska na jego uda, nawet jeśli trwa to tylko krótką chwilę. Ponieważ dziecko nie dysponuje narzędziami do wyrażenia swojego dyskomfortu w konstruktywny sposób, będzie się „stawiać” za każdym razem, gdy dorosły zechce przysunąć je do stołu. Takie zachowanie w większości przypadków jest odbierane jako problem behawioralny. Zastosowane w tym przypadku środki w najlepszym wypadku nie przyniosą pożądanego skutku, a w najgorszym będą dodatkowo eskalować sytuację. Gdy jednak opiekunowie wiedzą o tym, z jakimi wyzwaniami zmaga się dziecko, problem można łatwo rozwiązać, zabezpieczając brzeg stołu czymś miękkim albo pozwalając dziecku samodzielnie przysunąć krzesełko.

I jeszcze jeden fragment: 

To, co uważamy za normalne, zazwyczaj pokrywa się z tym, co najczęściej widzimy. Może to dotyczyć wszystkiego, od koloru włosów i ról płciowych po społecznie akceptowalne zachowanie. Wiele z tych rzeczy może też być podyktowanych kulturowo. W Pakistanie oczekuje się od młodych osób, że będą unikały bezpośredniego kontaktu wzrokowego z dorosłymi i w ten sposób okażą szacunek. W Norwegii to samo zachowanie zostałoby uznane za lekceważące.

Nie chodzi wyłącznie o różnice kulturowe, czy społeczne, ale również to, jak zmienia się postrzeganie norm na przestrzeni lat. To jest całkiem dobra książka pokazująca świat od strony osoby z ADHD. Wyjaśniającej, co w danych momentach życia dzieje się z jej postrzeganiem tego, co ją otacza. Dla wielu osób z tego rodzaju zaburzeniem, ogromnym problemem jest organizacja czasu. Nieustannie się spóźniają, zapominają o ważnych wydarzeniach, nie potrafią zaplanować niczego, mimo stosowania różnego rodzaju list alarmów, kalendarzy. Leer podsumowuje to wspaniałym zdaniem:

Dla osoby z ADHD czas dzieli się na “teraz” i “nie-teraz”.

Oczywiście nie poprzestaje na tym. Wyjaśnia, w jaki sposób można spróbować się nauczyć funkcjonować, wiedząc o tym problemie, jakim jest niezdolność zaplanowania czegokolwiek, bycie w ciągłym rozproszeniu i stymulacji. Zwraca też uwagę na to, że pewne kompetencje, w przypadku osób z ADHD nabywane są w wielu przypadkach, znacznie później niż jest to w danej grupie wiekowej. Czasem jest to przesunięcie na tyle znaczące, że dorosłe osoby z ADHD mogą być postrzegane, jako niedojrzałe czy dziecinne.

W trakcie lektury tej książki, miałem jeszcze jedną refleksję, związaną z rozmowami, jakie prowadziłem w ostatnich miesiącach. Wiele osób w moim otoczeniu, zarówno z mojego pokolenia, jak i młodszych jest przeciążona szybkością świata. Tego ciągłego biegu, nadążania za projektami, robienia mnóstwa rzeczy na raz, goniących terminów. Pozwolę sobie zacytować jeden fragment.

W tamtym czasie zaczynałam nową ekscytującą pracę związaną z psychofarmakologią. Jedno z moich zadań polegało na interpretowaniu, weryfikowaniu i komentowaniu wyników badań laboratoryjnych. Wymagało to wielkiego skupienia oraz świetnej pamięci roboczej. Praca ta była dla mnie, delikatnie mówiąc, dużym wyzwaniem. Wielkie nieba, jak ja się nad nią męczyłam. Choć szybko zrozumiałam teoretyczne podstawy i dostrzegałam nową możliwość wykorzystania swojej wiedzy naukowej, wykonanie przydzielonych zadań wymagało ode mnie niemalże nadludzkiego wysiłku. Na moje przytłoczenie nie pomagało to, że lekarze z całej Norwegii dzwonili na infolinię, którą mieliśmy jednocześnie obsługiwać. Za każdym razem, kiedy wreszcie udało mi się skupić na interpretacji badania, rozbrzmiewał dzwonek telefonu – albo ktoś wchodził do gabinetu, żeby o coś spytać. W mojej głowie kipiało. Zaczęłam się czuć głupia. Byłam tak wyczerpana, że nie mogłam się na niczym skupić. Kiedy doszły do tego ból karku i problemy ze snem, w mojej głowie pojawiła się nowa myśl: „A może mam depresję?”.

Mam wrażenie, że autorka opisuje pracę we współczesnym świecie. Pracujesz w biurze. Masz do wykonania jakieś czynności. W tym czasie przychodzi do ciebie szef z nowym poleceniem, które natychmiast musi być wykonane, za chwilę dzwoni kontrahent. Zaczynasz mieć coraz więcej zadań w jednostce czasu. Tak. Wiele osób sobie z tym radzi, wielu to stymuluje. A jednak… doniesienia o epidemii wypalenia zawodowego, depresji, lęków, chronicznego zmęczenia, nie biorą się z tego, że tak wielu z nas jest “słabszej konstrukcji”. Zbudowaliśmy sobie świat, który dla wielu osób jest koszmarem. nawet urlopy nimi są, bo nie wypoczywamy, tylko znów pędzimy, a dodatkowo lękamy się, czy po przerwie, którą sobie zrobiliśmy, nadgonimy zaległości, które powstały przez ten czas. Być może dlatego mamy wysyp różnego rodzaju diagnoz (w tym ADHD) i wydaje nam się, że pewne zaburzenia, czy dysfunkcje psychiczne są “naddiagnozowane”.  

W gruncie rzeczy w wielu miejscach miałem przekonanie, że to nie jest książka wyłącznie o osobach z ADHD, ale o wielu z nas, którzy są przestymulowani, przeciążeni tym, z czym na co dzień się musimy borykać. Nie dotyczy to wyłącznie dorosłych w ciągłym pędzie zawodowym, ale również dzieci i nastolatków, którzy są poddani presji kolejnych zajęć, nawarstwiających się egzaminów, wyborów, które mają wpłynąć na ich przyszłość, presji szkoły, kolegów, rodziców, nauczycieli.

Próbuję sobie wyobrazić sytuację, w której funkcjonuję zupełnie poprawnie, a jednak w określonych okolicznościach aktywizuje się coś, co sprawia, że nie mogę funkcjonować. Każdy z nas przywoła takie sytuacje. W przypadku osób z ADHD tych bodźców dookoła, aktywizujących blokady uniemożliwiających poprawne funkcjonowanie (albo funkcjonowanie takie, jakiego oczekuje od nas współczesny świat) jest po prostu bardzo wiele.

To dobra książka, nie tylko dla zrozumienia tego czym jest ADHD i jak funkcjonują osoby z tym zaburzeniem, ale również, żeby zastanowić się nad tym, jakie warunki funkcjonowania stworzyliśmy sobie sami, że tak wiele osób nie radzi sobie z nimi.

Na koniec uwaga do polskiego tytułu. Nie rozumiem tego wyboru. Jest bardzo “clickbaitowy”, nie bardzo wiąże się z treścią. W zasadzie pojawia się odwołanie do niego, gdy autorka pisze, że pewne zachowania osób z ADHD mogłyby być wykorzystane w inny (również nie-piętnujący) sposób i tyle. W oryginale brzmi raczej: Siedem nowych sposobów spojrzenia na ADHD, albo idąc tropem jednego z rozdziałów Siedem odpowiedzi na pytanie “czym jest ADHD”. Zwłaszcza, że ten podział wiąże się z różnorodnym postrzeganiem tego zaburzenia, m.in:  diagnostycznym, wykonawczym, neurologicznym, społecznym. W zależności od tego, w którym kontekście mówimy, możemy zupełnie inaczej je postrzegać.

[Photo by Hernan Sanchez on Unsplash]

ADHD. Mózg łówcy i inne supermoce, K. Leer

ADHD. Mózg łowcy i inne supermoce, Kristin Leer

Wyd. : Znak Literanova, 2022

Tłum.: Małgorzata Rost

2 komentarze do “ADHD. Mózg łowcy i inne supermoce”

  1. Oczywiście, że współczesny tryb życia – notoryczne przebodźcowanie, życie w pędzie, w stresie, hałasie – przyczynia się do tego, że mnożą się wszelakiego rodzaju zaburzenia. Tylko, że to jest kwestia systemowa, zewnętrzna, taki styl życia jest nam narzucany i niewiele z tym możemy na własną rękę zrobić. Ile osób może uciec i zaszyć się w głuszy? Poza tym problemem jest też to, że się temu bezrefleksyjnie poddajemy, zamiast protestować – niewielu ludzi jest wewnątrzsterownych i potrafi przeciwstawić się temu, co narzuca nam społeczeństwo.

    Tytuł ten książki też mi się nie podoba, bo sugeruje, że nie masz problemu, tylko masz „supermoc”, czyli wręcz to zaburzenie jest zaletą. Wmawianie tym ludziom, że są jacyś wyjątkowi i romantyzowanie wręcz tego typu zaburzeń – a taka narracja jest coraz bardziej powszechna. Po co się leczyć z „supermocy”? Osobie z cukrzycą też się mówi, że ma „supermoc”?

    1. Autorka co prawda pisze, że w pewnym stopniu można patrzeć z innej perspektywy na swego rodzaju kompetencje (jest w tym nieco manipulacji), ale polski wydawca zdecydowanie przesadził, Generalnie jednak to dobra pozycja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *