Stracona przyszłość

Jeśli demokracja „buja w obłokach”, niezdolna odnieść się do przestrzeni ani do zamieszkujących ją ludzi, to mamy problem.

Rzadko mi się zdarza taka sytuacja, jak po lekturze książki Jana Zielonki Stracona przyszłość. Niezmiernie inspirująca, potwierdzająca wiele moich prywatnych diagnoz, bardzo przejrzyście napisana łącząc źródła akademickie z odwołaniami do literatury, a jednak nie bardzo wiem, w jaki sposób zacząć spisywanie tych refleksji. Myślałem, że może kilka dni przerwy po jej zakończeniu uporządkuje mi nieco myśli, ale tak się nie stało. Nie oznacza to, że książka jest w jakiś sposób rewolucyjnie przełomowa, czy też zmieniła w jakiś sposób moje postrzeganie świata dookoła, odkrywając nowe perspektywy. W żadnym wypadku. Czułem się, jakbym rozmawiał z kimś, z kim podzielam poglądy na współczesną sytuację geopolityczną. Krytyczne, stonowane, próbujące zastanowić się skąd wzięły się pewne zdarzenia i trendy, często nieuchronne, co nie oznacza, że nie powinniśmy próbować, w jakiś sposób wpływać na otaczającą rzeczywistość.

Może na początek kilka zaskoczeń. Autor jest Polakiem, mieszkającym w Holandii, wykładającym europeistykę na Uniwersytecie Oksfordzkim oraz…od 2015 wchodzi w skład Narodowej Rady Rozwoju powołanej przez prezydenta Andrzeja Dudę. I to pierwsze zaskoczenie, bo mając tego rodzaju osoby w radzie wydawałoby się, że można być znacznie lepszym prezydentem. Na marginesie, z uczestnictwa w radzie w grudniu 2015 zrezygnował Piotr Buras na wyraz protestu przeciw zaprzysiężeniu sędziów Trybunału Konstytucyjnego. 

Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jakiejkolwiek dyskusji pomiędzy Janem Zielonką, a prezydentem. To zupełnie nie ta klasa. A jeszcze bardziej nie rozumiem, po co w takim razie istnienie takiej rady. 

O czym pisze Zielonka? O kryzysie demokracji, o kryzysie polityki i polityków, o nieumiejętności polityków, o zmierzchu państw narodowych w świetle szybkich transnarodowych zmian, które wymusiła globalizacja. I oczywiście mógłby powtórzyć ten wyświechtany banał przypisywany Churchilowi “demokracja to fatalny system, ale niczego lepszego nie wymyślono”, ale on próbuje przekonać nas do tego, że demokracja po prostu wymaga zmian. Dostosowania do zmieniającego się świata. Do tego, że nie liczą się już tak bardzo państwa narodowe, granice tylko swego rodzaju sieci. Dla niego “sieci” to pewne formalne i nieformalne struktury, dzięki któremu świetnie funkcjonują pewne obszary – to społeczności – mniejsze lokalne i większe skupione wokół jakichś idei, organizacje pozarządowe, samorządy, a także organizacje międzynarodowe. Nie, państwa ze swoim scentralizowanym zarządzaniem oderwanym od potrzeb mieszkańców. Przy czym Zielonka nie opisuje jakiejś wyobrażonej, mitycznej cywilizacji, tylko bazuje na dotychczasowych doświadczeniach świata demokratycznego. Co więcej, nie jest jakimś zaślepionym optymistą, który stwierdza – to rozwiązanie wszystkich problemów. Pokazuje wady takich rozwiązań, możliwe patologie i nadużycia. Miałem wrażenie, że w konsekwencji swoich wywodów, autor zaproponuje powrót do jakiegoś rodzaju greckich polis – wspólnot obywateli zamieszkujących pewne terytoria. Wiele się nie pomyliłem.

Dużo uwagi poświęca autor temu, co widzimy choćby obecnie przy okazji serii kolejnych wyborów. Politycy nie zajmują się już długoterminowymi planami i strategiami rozwoju. Oni głoszą hasła “tu i teraz”. Stąd wzrost populizmów, ekstremizmów i wszystkiego co się świetnie “sprzedaje”.

Rynki cenią natychmiastowe przychody, cykl wyborczy polityków trwa zazwyczaj cztery lata, a instytucje zajmujące się zmianami klimatu muszą wprowadzać zmiany obliczane na dziesięciolecia. Nie ma mechanizmu, który harmonijnie połączyłby te różne ramy czasowe i tym samym pozwolił stworzyć strategie umożliwiające powstrzymanie, a może i odwrócenie zmian klimatycznych.

[…]

Dzisiejsze rządy zawodzą, gdy chodzi o wypełnianie podstawowych funkcji. Administrują jedynie teraźniejszością bez żadnej ziszczalnej wizji przyszłości. Pędzą od jednego kryzysu do kolejnego, nie wiedząc właściwie, w jakim kierunku. Priorytetowo traktują własne terytoria, choć stające przed nimi wyzwania nie dają się „zaaresztować” w żadnych konkretnych granicach. I choć wybory mogą zmienić ludzi u władzy, coraz trudniej jest żywić nadzieję, że ta zmiana doprowadzi do znaczącego zwrotu, szczególnie na lepsze. Wydawać się może, że włada nami rząd z WhatsAppa, by posłużyć się wyrażeniem Jonathana White’a. Wiele poważnych rządowych dyskusji i negocjacji międzynarodowych odbywa się za pomocą szybkich, krótkich wiadomości tekstowych pełnych tego i owego, nigdzie nieprotokołowanych, bez programu i bez podstawowej wizji.

W związku z tym mamy to co mamy. Możemy wybrać losowego słupa, który zasiądzie w różnych komisjach, urzędach ale w gruncie rzeczy nie ma żadnej wizji, pomysłów, a często i kompetencji. Nasza scena polityczna pokazuje to dobitnie.

Jeśli teraźniejszość jest postrzegana jako kryzys, rządy nie są w stanie budować solidnych podwalin dla jutra. Niepewność, lęk, a w ich następstwie chaos zaczynają dominować w politycznych procesach decyzyjnych, co rodzi konsekwencje dla zwykłych obywateli. Doświadczyliśmy tego zjawiska na własnej skórze podczas ostatniego kryzysu zdrowotnego i finansowego. Zamiast dodawać obywatelom otuchy i wpajać w nich nadzieję na przyszłość, władze, być może nieświadomie, doprowadzały ludzi do rozpaczy.

Podoba mi się wyważone stanowisko Zielonki w wielu sprawach, o których mówi się głośno w przestrzeni publicznej, ale zwykle jednostronnie. Ot choćby modne narzekanie na kapitalizm, firmy które wymuszają na pracownikach ciągłą gotowość bez równoczesnej refleksji, że bardzo chcemy, żeby zamówiony w internecie towar był u nas jak najszybciej, Zachwyceni jesteśmy, gdy paczka się pojawi tego samego dnia. Nawet w weekendy. Kasjerki w marketach, nad których niedzielnym losem płaczą populiści, nie widzą, że paczka musi dotrzeć do paczkomatu, że ktoś musi ją spakować i nadać. Wciąż nie robią tego tylko automaty.

Dziś liczne usługi, supermarkety, bankomaty, stacje benzynowe, a nawet kluby randkowe i miejsca kultu religijnego prawie na całym świecie działają przez całą dobę. Jeśli dodamy do tego funkcjonujące bez ustanku online komunikację, rozrywkę i handel, z pozoru dziwne określenie ukute przez Manuela Castellsa „bezczasowy czas” zyskuje konkretne znaczenie.

Praca 24/ 7 to po części efekt wymagań konsumenckich. Często chcemy robić zakupy późnym wieczorem, nawet w niedziele, a od stacji benzynowych oczekujemy, że będą czynne non stop. Pojawia się jednak podejrzenie, że właściciele sieci supermarketów czy stacji benzynowych sztucznie kreują te oczekiwania. No i nie trzeba być komunistą, by poczuć, że wiele firm traktuje nasz czas i naszą przestrzeń jak towary, które powinny być dostępne na okrągło.

W polskim tłumaczeniu ukazały się jeszcze dwie książki Jana Zielonki. Kontrrewolucja. Liberalna rewolucja w odwrocie w 2018 oraz Koniec Unii Europejskiej? w 2015. Obie mają chwytliwe tytuły, brzmiące jakby napisał je jakiś antydemokrata. Z opisu jednak wynika, że to pogłębiona analiza trendów i wydarzeń. Bardzo jestem ciekaw obu, na ile trafne (widząc, jak pisze autor) były jego diagnozy i być może ewentualne prognozy, to co nas miało czekać – a być może już się wydarzyło Wszak od wydania pierwszej z nich minęło niemal dziesięć lat.

I jeszcze jeden fragment na koniec do refleksji.

Jak zauważył Ralf Dahrendorf w   odniesieniu do przemian w   Europie Wschodniej, które zachodziły trzy dekady temu: „Potrzeba sześciu miesięcy, by stworzyć nowe instytucje polityczne, by spisać konstytucję i   prawa wyborcze. Sześć lat może zająć zbudowanie w   miarę rentownej gospodarki. Natomiast stworzenie społeczeństwa obywatelskiego zajmie prawdopodobnie sześć dziesięcioleci”

 

 

[Photo by Maria Lupan on Unsplash]

Stracona przyszłość, J. Zielonka

Stracona przyszłość, Jan Zielonka

Wyd.: Post Factum, 2023

Tłum.:  Violetta Dobosz

4 komentarze do “Stracona przyszłość”

  1. Z całym szacunkiem, ale zastanawiam się jak tak można myśleć: „umożliwiające powstrzymanie, a może i odwrócenie zmian klimatycznych”. I to bez wątpienia inteligentna, obeznana w świecie osoba. To tylko pokazuje jakim skomplikowanym tworem jest 'ludzka psychika’. I nie chcę wszczynać tu żadnej polemiki, Ci co myślą, że ot tak sobie można sterować klimatem (nie mylić z pogodą) nie zostaną przekonani, że jest odwrotnie i vice versa. A o żadnej weryfikacji nie może być tu mowy. Gdyby jeszcze klimat nie zmieniał się 300 lat temu, czy 500, to może, ale przecież klimat zmienia się od zawsze.
    Wiem, że Pana blog to nie miejsce na takie komentarze, ale nie mogłem się powstrzymać. Pozdrawiam.

    1. dlaczego nie miejsce?!
      Rozmowa zawsze jest istotna. Ja Zielonkę rozumiem – w kontekście całego wywodu chodzi o te zmiany, za które odpowiedzialny jest człowiek. I oczywiście tu rozpoczyna się cała dyskusja… czy tak jest faktycznie, czy nie.
      Ale – przy założeniu, że tak – to być może w ogóle jest to proces, który jest już nie do zatrzymania.

  2. Widzę, że wydawnictwo Post Factum wydało kolejną ciekawą książkę, o której „nikt nie widział, nikt nie słyszał”…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *